Moja spektakularna przemiana

Dowiedz się, jak i dlaczego w ciągu 12 miesięcy zrzuciłam 30 kilogramów. Opowiem Ci o mojej spektakularnej przemianie, jej powodach i mojej własnej drodze do zmiany, do lekkości, do lepszego czucia ciała.

Dlaczego piszę o przemianie?

Nie da się nie zauważyć, że jeszcze rok temu ważyłam 30 kg więcej. Dokładnie 17 stycznia miałam te 30kg więcej, no i oczywiście wcześniej też tyle miałam. Jak widzicie mnie na żywo na warsztatach, na campie albo na sesjach to och-acie i ach-acie i zachwycacie się tą moją zmianą. I pytacie, jak ja tak szybko i tak skutecznie schudłam. I tych pytań jest tak dużo, i o tyle spraw, że postanowiłam zwyczajnie o tym napisać, aby nie odpisywać na te wszystkie pytania pojedynczo, bo zwyczajnie czasu na moje własne życie by mi nie wystarczyło.

Zaczynając od początku...

Dzisiaj już wiem, że 19 lat temu jak rodziłam moją starszą córkę, to miałam już zaburzenia przemiany cukru. Ale wtedy o tym jeszcze nie wiedziałam. Wróciłam do wagi sprzed ciąży dosyć szybko i cudownie czułam się w moim ciele. I przynajmniej to było cudowne. Ale o tym, co nie było wtedy cudowne, a nawet cholernie trudne kiedy indziej.

Bo przez myśl by mi nawet nie przeszło, że to, co wtedy było tak cholernie trudne, wpłynie na moje późniejsze zdrowie. No więc wtedy już miałam zaburzenia cukru, ale jeszcze niezdiagnozowane i jakoś mój organizm sobie radził. A przynajmniej mi się tak wydawało.

Przy drugiej ciąży z moim synem miałam już cukrzycę ciążową, trzymaną w ryzach przez dietę. Ale ta dieta nie dawała rady i mój organizm razem z nią. Nie chciałam brać leków, aby nie obciążać syna. Więc dokulałam się dosłownie do wcześniejszego porodu, bo inaczej bym pękła. No a po porodzie byłam wielka jak wieloryb. Dosłownie. Nabrzmiała, opuchnięta, i wielka też od tonu tłuszczu.

Powoli, w tempie żółwim zaczęłam redukować moje kilogramy. Niestety nie umiałam zredukować mojego ogromnego brzucha, i opornie szła redukcja nadwagi.

Co to za choroba?

Wtedy po raz pierwszy usłyszałam o insulinooporności. Ale na rynku nie było ani książek na ten temat, ani artykułów. Wszyscy w Polsce dopiero uczyli się tej choroby, i tak sobie szłam z tą chorobą od 2012 roku aż do 2024 roku i raz miałam wzloty, a raz zaliczałam upadki. W wyniku tej choroby miałam otyłość 1 stopnia, będąc na diecie, ćwicząc i przyjmując leki.

Po drodze zaliczyłam tak wielkie stany zapalne, że nie mogłam wstać z łóżka na nogi. Nogi z bólu odmówiły mi posłuszeństwa. Przeszłam detoks z metali ciężkich, terapie mitochondrialną, dwa razy usuwałam z organizmu zarobaczenie. A wszystko to po to, aby pomóc mojemu organizmowi wyjść z choroby.

Po drodze ktoś powiedział mi, że insulinooporność to choroba emocji. I ja sobie wtedy pomyślałam: „i co ja mam zrobić z tą informacją? Mam przestać czuć emocje? Mam cofnąć się w czasie i zabrać z mojego ciała, to co przeżyłam i czułam?”. 

No i w związku z tym, że nic nie mogłam z tą informacją zrobić, skupiłam się na tym, co umiałam i mogłam zrobić. Czyli nadal na konwencjonalnym leczeniem. Zmieniałam po drodze lekarzy, odmawiałam każdorazowo robienia badań trójskokowej insuliny, bo skoro mam tę chorobę i coraz większą wagę to choroba się rozwija a nie zwija, i ja nie zamierzam obciążać mojego organizmu jeszcze bardziej.

Po drodze zaliczyłam jeszcze problemy z sercem, podejrzenie o nerwicę (co okazało się reakcją tarczycy, ale Pani doktor przecież wiedziała lepiej i wmawiała mi nerwicę ).

W drodze do lekkości

Powiem Ci, że te kilkanaście lat to był taki niezły cyrk na kółkach. Ale ja się nie poddawałam. A gdy do konwencjonalnego leczenia zaczęłam dodawać uwalnianie, choć nie było efektów zewnętrznych (waga dalej nie spadała), zaczynałam inaczej czuć w środku moje ciało. Moje ciało od środka się zmieniało.

Ja zawsze miałam duże czucie mojego ciała. Ale to czucie było inne. Czułam to moje ciało tak, jakby robiło się w nim miejsce. Jakby od środka robiło się lżejsze. A ostatnie 3 lata to była bardzo, ale to bardzo intensywna praca z uwalnianiem.

"Zobaczyłam, że przy tak wielkich planach rozwojowych mojej marki i firmy nie ma w nich miejsca na mnie samą. Na moje zdrowie, na moje wyjście z choroby. Skreśliłam wtedy te cele i plany i wpisałam do kalendarza jeden cel; Ja i moje wyjście z choroby".

W grudniu 2023 roku gdy usiadłam nad planami, to pięknie sobie je rozpisałam i jak na nie popatrzyłam, to zrobiło mi się smutno. Bo zobaczyłam, że przy tak wielkich planach rozwojowych mojej marki i firmy nie ma w nich miejsca na mnie samą. Na moje zdrowie, na moje wyjście z choroby. Skreśliłam wtedy te cele i plany i wpisałam do kalendarza jeden cel; Ja i moje wyjście z choroby.

Na początku stycznia, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, znalazłam genialną Panią doktor z Opola, diabetolog, której się do tego zwolniło nagle miejsce i mogła mnie przyjąć praktycznie z dnia na dzień. Która to Pani doktor nie przestraszyła się tego, co już zrobiłam, tego na co się zgadzam a na co nie. Tego czym pracuję i że uwalniam.

Pani doktor zmieniła mi leki, opowiedziała o nowym leku, którego wtedy nie było na polskim rynku i że w moim przypadku to na niego czekamy, bo przy opornej insulinooporności nie ma szans leczyć mnie czym innym jak tylko tym lekiem.

"Po pierwszych kilogramach w dół bałam się cieszyć. Bo nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę".

Ustaliłyśmy, że jak tylko ten lek pojawi się w Polsce, to przybywam do niej i zaczynamy leczenie. Po dwóch miesiącach ja już zrobiłam wywiad i przygotowanie do ściągania tego leku z zagranicy a dokładniej z Niemiec. I dokładnie w dniu kiedy miałam pisać Pani doktor, że potrzebuję tylko na niego recepty, Pani doktor do mnie napisała że lek jest w Polsce, że pojawił się w aptece dzień wcześniej. No wiec przybyłam do Pani doktor, ustaliłyśmy plan działań, ustaliłyśmy wagę docelową, ona na 78 kg, ja o 10 kg mniej, czyli na 68 kg. Ja Pani doktor wytłumaczyłam, dlaczego idziemy na tę niższą wagę. Argumenty były medyczne, więc Pani doktor przyjęła mój pomysł. Jak się później okazało, bez wiaryNo i zaczęła się moja droga w linii pochyłej z kilogramami.

Po pierwszych kilogramach w dół bałam się cieszyć. Bo nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę. Od 12 lat waga szła systematycznie do góry. Czasem udawało się zrzucić 3 kilo w dół i to wszystko. Więc po kolejnych 3 kilogramach w dół, powoli zaczęłam wierzyć, że to się dzieje naprawdę. I tak powolutku kilogram za kilogramem. Kilogram na kilogramem.

Do tego – pamiętaj, że ja miałam zaplanowany na to CZAS.

  • dołączyłam dużo picia wody,
  • szczotkowanie na sucho całego ciała szczotkami prawie ryżowymi😊😊,
  • tony masażu, wcierania,
  • po drodze kilka zabiegów na wsparcie  ciała do wewnątrz i na zewnątrz skóry,
  • duże ilości suplementów, w tym kolagen i inne,
  • codziennie odprawiałam 30-minutowe spacery (bo nie mogłam intensywnie ćwiczyć, ale chodzić mogłam), na początku spokojne, później zakupiłam sobie kije i chodziłam już po 1, a nawet 1,5 h szybkiego marszu z kijami.

Pani doktor była w szoku

Aż doszłam do uzgodnionej z Panią doktor wagi docelowej i poszłam na wizytę kontrolną. Pani doktor mnie nie poznała. Została ze mną w gabinecie po godzinach i robiła notatki z tego, co ja wprowadziłam i co ja zrobiła oprócz leków.

Była w szoku że:

1. Mam wagę docelową,
2. Nie jestem pomarszczona i wysuszona,
3. Nie wisi mi skóra,
4. Mam promienną cerę i 20 lat mniej.

No może nie 20, ale przynajmniej 10 lat mniej. I usiadłyśmy i zaplanowałyśmy kolejne moje leczenie, wychodzenia z choroby. Czyli redukcję leków, po to, abym może mogła całkowicie wyzdrowieć.

Czy to się nam uda? To się dopiero okaże. To wszystko dopiero przed nami. I tak jak poszłyśmy w to nowe razem, bo byłam pierwszą pacjentką Pani doktor na tym leku, tak teraz jestem pierwszą pacjentka której Pani doktor redukuje ten lek😊, więc razem się uczymy. I dobrze mi w tym. I nie muszę znać odpowiedzi na wszystkie pytania, mogę iść i słyszeć po drodze te pytania.

"Chcę Ci tylko na koniec powiedzieć, że to co z boku wygląda na szybkie i łatwe, od środka wcale takie nie jest. A moja spektakularna metamorfoza dla mnie była i jest nadal długim, trudnym powrotem do siebie".

I w wakacje, jak weszłam do wąwozu w Rumunii i zadałam moje podświadomości pytanie „Z jakich kawałków mojego życia powstała moja choroba?”. I w tej drodze przez wąwóz przyszły do mnie odpowiedzi, niektóre nie były dla mnie niczym zaskakującym, a niektóre wbiły mnie w siemię. Ale o tym opowiem Ci kiedy indziej. Bo to temat na dłuższą historię.

Chcę Ci tylko na koniec powiedzieć, że to co z boku wygląda na szybkie i łatwe, od środka wcale takie nie jest. A moja spektakularna metamorfoza dla mnie była i jest nadal długim, trudnym powrotem do siebie.